stojąc na mostku wpatruję się w płynny monolit
wszystko jeden szum nas pochłonie myślę:
kroplo, mogłaś spaść wtedy z deszczem. może
wtedy poznałbym cię odróżnił od innych
a tak jesteś tylko przenośną drobiną atomem
strumienia. oko cię nie dojrzy ani ucho
nie usłyszy w tym potoku dźwięków tylko
gęsta materia kamienia może się wyraźnie
przebić przez powierzchnię wody sunie
dziurkowany kadłub małego statku z kory
na sosnowej gałązce, co tu akurat jest masztem,
ktoś zawiesił banderę Kapitana Kida, Kapitan
Kid, nie większy od żuka postanowił wylądować
po drugiej stronie jeziora, aby spotkać się
z plemieniem szczególnie żarłocznych
czerwonych mrówek. te wszystkie obrazy
są chwilę we mnie i ogarnięte dawnymi
pociągnięciami spojrzeń przechodzą w stan
nieistnienia: łodygi trzcin wiosła kajaków
w pomarszczonych taflach chwiejnie rozrzucone
między sosnami pudełka kempingowych domków
wszystko to opadnie na dno zwane pamięcią.
a ja naraz jestem tylko patrzeniem i na razie patrzę
tu wraz z sobą jakby w sobie jakby obok.
Fot. Artur Nowaczewski